fot.1
Rozmową z Anną Waligórską, artystką – malarką, która swoją twórczość rozwija równolegle na kilku płaszczyznach: malarstwie sztalugowym, działaniach w przestrzeni publicznej oraz pracy dydaktycznej w pracowni malarstwa ściennego i witrażu ASP w Gdańsku. Ania jest artystką młodego pokolenia, które powoli ugruntowuje swoją pozycję w świecie sztuki. Jest ubiegłoroczną laureatką konkursu Zewnętrznej Galerii Miasta Gdańsk organizowanego przez CSW Łaźnia. Moja rozmowa z nią została sprowokowana przez zadanie w ramach warsztatu badawczego historyka sztuki. Choć osobiście nie jestem fanką rodzaju malarstwa w którym artystka się odnajduje, to chciałam zmierzyć się z tym zadaniem bez oceniania i krytykowania działalności twórczej, ale odnaleźć w niej te aspekty które często są trudno dostrzegalne przez kontakt jedynie z obrazem.
Twoja działalność,
jako artystki rozgrywa się na kilku płaszczyznach. Z jednej strony malarstwo
sztalugowe, z drugiej malarstwo ścienne w przestrzeni publicznej, a do tego
jeszcze praca pedagogiczna. Czy jest ci bliżej do którejś z tych dziedzin?
Łączysz je czy separujesz od siebie?
Wszystkie te dziedziny są mi bliskie. Działając na tych,
nieco różnych płaszczyznach, staram się być uczciwa wobec siebie i tego co
robię. Nie zawsze satysfakcja jest stuprocentowa, ale, według mnie, w pracy
artystycznej jest to normalne zjawisko. Te trzy dziedziny o które pytasz różnią
się w pewnym stopniu. Myślę, że najbliżej jest mi do malarstwa sztalugowego,
ponieważ jest najbardziej intymne i najbliższe krwioobiegu. Praca w przestrzeni
publicznej ma nieco inną specyfikę. Często projekty wykonywane są z grupą osób,
z którymi trzeba się zgrać i, nawet jeśli wykonuje się własny projekt, trzeba
brać pod uwagę uwarunkowania zewnętrzne.
Mówię o dopasowaniu własnych środków wyrazu, indywidualnego „charakteru pisma” do
całości, czy o konieczności brania pod uwagę wymagań zleceniodawcy. W takiej
pracy nie można do końca samodzielnie kierować projektem, zawsze jest się
zależnym od czynników zewnętrznych. Praca w przestrzeni publicznej jest dla
mnie zawsze wyzwaniem, ale przynoszącym ogromną satysfakcję, ponieważ odbiór
takiego działania ma szerszą skalę i pozwala na konfrontację z liczną (często
też przypadkową) publicznością.
Już w czasie studiów
rozpoczęłaś pracę pedagogiczną na ASP w Gdańsku ( jak to możliwe?:-)) I
kontynuujesz ją do dziś. Masz z tego satysfakcję??? Mówi się, że Ci
"prawdziwi" artyści, którzy do czegoś chcą dojść raczej opuszczają po
studiach mury uczelni???
Pracę pedagogiczną na ASP rozpoczęłam rzeczywiście dość wcześnie,
jeszcze jako studentka III roku. Pracowałam jako asystent – stażysta u prof.
Andrzeja Markowicza w pracowni scenografii, a także asystowałam mu w
prowadzeniu zajęć z projektowania plastycznego dla studentów zaocznych. Tak
wcześnie podjęta praca pedagogiczna była dla mnie przeogromnym wyzwaniem,
„wypuszczeniem na głębokie wody”. Sama byłam przecież jeszcze w trakcie
studiów, pełna rozmaitych wątpliwości natury artystycznej. Szczególnie
stresujące były dla mnie spotkania ze studentami zaocznymi, którzy nierzadko
byli znacznie starsi ode mnie. Także współpraca z prof. Markowiczem była dla mnie ogromnym
wyzwaniem i doświadczeniem. Bardzo wiele się od niego nauczyłam. Praca ze
studentami daje mi dużą satysfakcję, ponieważ kontakt z młodymi ludźmi otwiera
zawsze na nowe. Staram się jak najwięcej od nich czerpać i dzielić się tym co
sama wiem, jednocześnie wciąż się czegoś ucząc. Piszesz, że „prawdziwi” artyści
często opuszczają mury uczelni po studiach. Nie znam definicji „prawdziwego”
artysty i nie wiem kto miałby zweryfikować czy ktoś nim jest czy nieJ.
Ja swoje „bycie artystą” realizuję poprzez pracę uczciwą wobec siebie samej.
Praca na uczelni w żaden sposób mnie nie ogranicza, wręcz przeciwnie, daje
możliwość rozwoju i czas na własną twórczość.
A może zatrzymajmy
się na tym stwierdzeniu „ bycie artystą”. Był kiedyś taki projekt realizowany przez Kolonię Artystów, którego
dokumentację można teraz obejrzeć na youtubie. Gdańscy artyści ( m. in Robert
Rumas, Piotr Wyrzykowski czy Julita Wójcik) odpowiadają na pytanie kim jest
artysta. Chciałam zapytać kim właśnie według Ciebie jest artysta, czy czujesz
się tą osobą?
Dobry artysta to ktoś, kto umie przełożyć swoje intymne emocje
na język zrozumiały dla innych, porusza w odbiorcy coś co było uśpione, czasem
nawet nieuświadomione. Zwraca uwagę na rzeczy najważniejsze. Być może
nieistotne jest co dokładnie „artysta miał na myśli”, ale to jak jego myśl
poruszyła odbiorcę. Artysta musi działać uczciwie, bo w przeciwnym razie jego
wypowiedz nie jest warta uwagi. Musi być uczciwy przede wszystkim wobec siebie,
ale też wobec wszystkich potencjalnych
odbiorców. Najważniejsze jest to, żeby nie stanąć w miejscu, tylko cały czas
iść swoją drogą, zadawać pytania i szukać odpowiedzi.
Nie przepadam za określeniem „artysta”. Otrzymanie dyplomu
Akademii Sztuk Pięknych pozwala przekroczyć magiczną granicę i zostać
„namaszczonym” jako artysta. Dla mnie jest to tytuł przed nazwiskiem, który
zobowiązuje, ale nie daje „gwarancji jakości”.
Ja wolę określać siebie jako malarza (zajmującego się też
innymi dziedzinami sztuki). W ogóle bardzo lubię całą alchemię warsztatu.
Delektuję się poszczególnymi, niespiesznymi etapami pracy koniecznymi dla jej
pomyślnego rozwoju. Chociaż już sam akt malarski jest nie tylko kontemplacyjny,
ale czasem też bardzo dynamicznyJ.
Czy praca ze
studentami, ma jakiś wpływ na twoją działalność artystyczną?
Kontakt ze studentami nie pozwala „zastygnąć w bezruchu”.
Staram się czerpać jak najwięcej z możliwości przebywania w ich towarzystwie.
Jestem zawsze ciekawa ich wrażliwości i nowych pomysłów. Zdarza się, że
zaprzyjaźniam się z niektórymi studentami, szczególnie, kiedy ktoś zostaje w
naszej pracowni na dłużej, ponieważ wybiera ją jako specjalizację. Bardzo lubię
obserwować ich rozwój i dojrzewanie artystyczne. Mam nadzieję, że studenci nie tylko mnie
inspirują, ale bywa też odwrotnie J
A czy czujesz się za
te młode osoby w jakiś sposób odpowiedzialna?
Czuję odpowiedzialność za to czego dowiadują się w naszej
pracowni. Chcę przekazać im to co sama wiem. Chciałabym, żeby się otworzyli i żeby
chciało im się myśleć i przekładać te myśli na działanie.
Ostatni rok to
sukcesy, nagroda Galerii Zewnętrznej Miasta Gdańsk, doktorat, a co będzie
dalej? Jakie są twoje plany, kolejne kroki, które chcesz podjąć?
Ostatnio wróciłam do malowania z natury i w naturze. Maluję
impresje pejzażowe, duże obrazy, ale też małe studia z otaczającej mnie przestrzeni.
Podjęłam też różne zaległe prace archiwizacyjne i porządkujące moje
dotychczasowe poczynania artystyczne. Przygotowuję katalog swoich prac, a także
indywidualną wystawę w Serbii. Poza tym zamieszkałam na wsi i to zupełnie
zmieniło moją optykę życia i twórczościJ.
Dużo kontemplacji i ciszyJ
fot. 2
Projekt nagrodzony w Konkursie Galeria Zewnętrzna Miasta Gdańsk 2012
Malarstwo, które
tworzysz związane jest z tematyką człowieka, a w dużym uogólnieniu mieści się
gdzieś w nurcie realizmu, który łatwo można przypisać do pracowni prof.
Świeszewskiego. Będąc na obronie Aleksandra
Bajgera usłyszałam od dr Roberta Florczaka, że temat człowieka, portretu jest
już do cna wyeksploatowany ( choć oczywiście pojawiają się co jakiś czas
artyści potrafiący temu zaprzeczyć). Nie boisz się zarzutów, że to, co tworzysz
może być wtórne, wyeksploatowane??
Śmierć malarstwa ogłaszano już tysiące razy. Absolutnie nie
zgadzam się ze stwierdzeniem, że temat człowieka/portretu wyeksploatował się do
cna. Moim zdaniem wyczerpie się on dopiero wraz ze zniknięciem z powierzchni
ziemi ostatniego człowieka. Dla mnie całe malarstwo to temat „portretu
człowieka”. Zarzuty, że to co robię jest wtórne nie dotykają mnie w żaden
sposób. Gdyby tak było zarzuciłabym malowanie w ogóle. Nie interesuje mnie
mainstream w rozumieniu współczesnej sztuki. Ja płynę swoją rzekąJ,
w której są moje własne artystyczne fascynacje, problemy i pytania. Kiedy
wyczerpie się ten ferment w mojej głowie i nie będę miała już nic do
powiedzenia ( przede wszystkim sobie) dopiero wtedy przestanę malować. Prawdopodobnie
jednak nigdy to nie nastąpi, ponieważ malarstwo jest dla mnie zbyt ważne.
Nawiązałam do postaci
prof. Świeszewskiego z tego względu, gdyż często słyszy się że to właśnie w
jego pracowni powstają "wyślizgane", realistyczne obrazy. Artystów z
tej pracowni można bez trudu rozpoznać. Jak to jest w praktyce, czy profesor w
jakiś sposób kieruje działaniami studentów, że w pewnym momencie tworzą może
nie identyczne, ale jednak w pewien sposób podobne prace, czy też jest to
czysty przypadek? Pytam tutaj Ciebie nie tylko, jako absolwentkę ASP w Gdańsku,
ale także obecnego pedagoga tejże uczelni?
Gdybyśmy spojrzeli na malarskie poczynania studentów, to
odkrylibyśmy, że każda pracownia i każdy profesor wytwarza swój „styl”. Bez
trudu można rozpoznać obrazy studentów nie tylko prof. Świeszewskiego, ale
także prof. Cześnika czy prof.
Olszewskiego. Nie jest to zarzut. Moim zdaniem zawsze tak było, że profesor
(kiedyś „mistrz”) nadawał swojej pracowni swój rozpoznawalny styl. W
kształceniu akademickim jest to normalną procedurą, jednak nie należy popadać w
przesadę. Dobry profesor prowadzący studenta nie narzuca na niego konieczności
kopiowania swojego sposobu malowania, przecież do niczego to nie prowadzi. Myślę,
że podobieństwo prac studentów prof. Świeszewskiego wynika z tego, że ta pracownia
przyciąga ludzi o podobnej wrażliwości. Poza tym podczas wspólnej pracy
studenci mają na siebie nawzajem wpływ, często inspirują się podobnymi
rzeczami, słuchają wspólnie muzyki, rozmawiają, spotykają się z profesorem poza
uczelnią. Myślę, że dla wielu osób profesor potrafi być swojego rodzaju „guru”,
a jego troska o studentów jest bardzo
pozytywnie odbierana. Uważam, że mądry i dojrzały student potrafi jednak,
oprócz czerpania tego co najlepsze z atmosfery pracowni, iść własną ścieżką.
Kiedy obserwuję poczynania absolwentów odnoszę pozytywne wrażenie, że oprócz
wspólnego „rysu” charakterystycznego dla pracowni prof. Świeszewskiego,
większość osób odnajduje jednak swój indywidualny sposób wypowiedzi.
Kiedyś podczas
rozmowy z jednym z moich wykładowców na temat malarstwa usłyszałam, że "wiem, co on maluje, widzę to, mogę
łatwo odnaleźć analogie, inspiracje itp., ale tak naprawdę ważne jest to, co on
do mnie mówi przez te malarstwo..." Chciałabym zadać Tobie to pytanie,
co mówisz do potencjalnego odbiorcy poprzez swoją pracę - czy to malarstwo czy
inne projekty?
Myślę, że ja mówię coś zupełnie innego niż ów odbiorca
słyszyJ
Każdy „czyta” obrazy poprzez własną wrażliwość i nasze tropy często w ogóle się
nie pokrywają. Moje malarstwo jest opętane tematem przemijania i stanowi próbę
ocalenia, wepchnięcia sobie do ust wielkiej ilości proustowskich magdalenek. Ale
na pewno jest to ważne tylko dla mnie.:)
fot. 3
źródła fotografi:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz