Rozmowę naszą sprowokowała ostatnia wystawa na ASP w
Gdańsku "Młode malarstwo 2013". Jak jako jedna z uczestniczek ją
oceniasz?
Była to po prostu prezentacja dyplomów absolwentów.
Ciężko mówić o jakiejkolwiek koncepcji tej wystawy. Zaprezentowanie tyle
różnych osób na jednej sali i zorganizowanie tego przez Akademię z założenia
jest już trudnym przedsięwzięciem. Myślę, że dużo zależy w takim wypadku od
samych dyplomów. W moim roczniku było bardzo różnorodnie, było kilka bardzo
dobrych realizacji, oraz kilka bardzo słabych moim zdaniem prac. W takim zestawieniu, te dobre, tracą, no ale chyba
nie ma wyjścia. Nasza rozmowa sprowokowana jest także dyskusją jaka rozwinęła
się po twoim poście na blogu, gdzie opisujesz tą właśnie wystawę, oraz tym, że
oglądający wystawę sami zaczęli komentować sposób, w jaki został zaprezentowany
mój dyplom.
Za doskonały
przykład dzieła intermedialnego uważam
projekt Vika Muniza, którego podsumowaniem i dokumentacją stał się film
„Śmietnisko” Intermedialność, do dla mnie poruszanie się w różnych dziedzinach
sztuki oraz łączenie ze sobą różnych
mediów po to, by dzięki ich użyciu czytelniej przekazać sens dzieła, a odbiorca
mógł łatwiej je zrozumieć. Niestety, odnoszę wrażenie że to „łatwiej”, w
polskiej (oczywiście nie zawsze i nie tylko) sztuce znaczy „trudniej”, a
intermedia to po prostu dziedzina, w którą pakuje się wszelkiego rodzaju
działania, które ciężko przypisać do jakiegoś określonego nurtu. Ja nie jestem
zwolenniczką dzielenia sztuki na jakiekolwiek działy, zresztą gałęzie sztuki od
zawsze przenikały się wzajemnie, tym bardziej
w obecnym czasie, kiedy do akcji wkroczyły różne nowe media i
technologie. Uważam że również na uczelniach artystycznych student powinien sam
opracowywać sobie plan kształcenia, mieć możliwość płynnego przemieszania się
pomiędzy wydziałami i pracowniami. To
właśnie rozumiem przez pojęcie intermedia. Co do katedry intermediów w Gdańskim
ASP, to nie jestem w stanie obiektywnie ocenić, ponieważ nigdy nie miałam z nią
nic wspólnego. Słyszałam jedynie, oraz
wnioskuje po pracach studentów, że właśnie owo „utrudnianie” jest tam chyba na
topie. Jeżeli chodzi o mój dyplom to oczywiście, było to działanie
intermedialne, ponieważ łączyło w sobie różne media. Punktem wyjściowym były
jednak zagadnienia malarskie. Zresztą kiedy zdawałam do gdańskiej ASP na
malarstwo, do głowy mi nie przyszło, że mogłabym w ogóle dyplom namalować na
płótnie. Wracając do intermediów, myślę,
że edukacja na takim kierunku nie powinna się odbywać w systemie studiów
licencjackich, prędzej może magisterskich, ale tez nie jestem pewna. To dobre
na doktorat, kiedy już masz jakąś specjalizację, albo najlepiej kilka, wiesz czym się
zajmujesz, co chcesz przekazać i robisz konkretne projekty.
Myślę, że jest ich stosunkowo wiele, jak na wydział
malarstwa. Porównując Gdańsk, do innych Akademii odnoszę wrażenie, że i tak
panuje duża wolność i otwartość jeżeli chodzi o prace studentów, zwłaszcza, w
niektórych pracowniach. Może to sprawia, że powstaje sporo ciekawych
dyplomów. Ale mimo wszystko takich
intermedialnych dyplomów jak mówisz, jest nie wiele. Nie są akceptowane to może
trochę mocne określenie, ale po prostu nie pasują do reszty, ciężko je przez to
skomentować, porównać, ocenić na tle innych, chyba między innymi dlatego są
pomijane. Osobiście pamiętam kilka takich
interesujących realizacji wykraczających poza granice malarstwa, jak
dyplom Józefiny Piotrowskiej, albo Honoraty Martin. Jest zapewne wiele
przyczyn, z których takie realizacje to rzadkość. Koncepcja malarstwa
akademickiego która przecież przyświeca wszystkim akademiom, grono profesorskie
na naszej uczelni, dosyć wiekowe, a co za tym idzie, niektórzy mogą prezentować
rodzaj zamknięcia i niechęci do działań tego typu. Oczywiście, nie wszyscy, w
pracowni prof. Cześnika z której wyszłam jest jak najbardziej miejsce na tego
typu prace. Jednak studenci sami wybierają podążanie drogą tradycyjnego
malarstwa. Przyglądając się różnym dyplomom w ciągu 5ciu lat, w których byłam w
akademii odnoszę wrażenie, że nie wszystkim służy tradycyjne medium malarskie.
Część prac jest po prostu nie udolnych, w niektórych temat jest przypisany na
siłę, często też obserwujemy taką postawę, kiedy ktoś znajduje sobie motyw na
obraz i „jedzie z nim” przez wszystkie lata edukacji aż do dyplomu. Malarstwo
przestaje być wtedy medium, za pomocą którego student bada rzeczywistość, jego
prace przestają zaskakiwać, a jego pracownia staje się warsztatem produkcyjnym
kolejnych dzieł. Jeżeli po dyplomie zaczyna się nowa przygoda i poszukiwanie ,
to jak najbardziej rozumiem, ale jeżeli cykl produkcyjny trwa nadal- współczuję
takim artystom. W każdym razie, myślę, że gdyby idea eksperymentów, badających
współczesne malarstwo i wytyczanie nowych granic, bądź ich zamazywanie były
bardziej rozpowszechnione, mielibyśmy ciekawsze dyplomy. Można rozmyślać nad
tym, czy profesorom się to podoba czy nie, ale przecież tak naprawdę, wszystko
zależy od studentów, od ich nastawienia.
Co do
mojego kontaktu z wydziałem malarstwa, to wyprowadziłam się z stamtąd do
własnej pracowni już na trzecim roku studiów. Z przykrością,(ale bez żalu)
muszę przyznać, ze warunki na naszym wydziale są spartańskie, utwierdziłam się
w tym przekonaniu, na półrocznej wymianie w VSVU w Bratysławie, gdzie
współdzieliłam przestrzeń z jednym Słowakiem, a nasza pracownia zaoferowana
przez szkołę była dwa razy większa od pracowni w której pracują gdańscy
studenci w liczbie 10 osób. Między innymi dlatego przez okres studiów
wynajmowałam własną pracownię. Lepiej wspominam warunki na wydziale rzeźby,
gdzie z kolei pracowałam w ceramice, też była tam dużo lepsza atmosfera pracy,
studenci pomagali sobie nawzajem, dyskutowali wspólnie nad technologią
wykonywania prac, to było takie trochę bardziej zespołowe działanie, niż na
malarstwie, gdzie każdy dłubał przy swoim, podglądając co jakiś czas co robią
inni. Z moim dyplomem było tak, że był to kolosalny nakład pracy. Już samo
wykonanie obiektów i obrazów jest pracochłonne, bo są elektroniczne, więc jest
walka nie tylko od strony artystycznej, ale także technicznej. Nie wspominając o wyszukiwaniu
materiałów, które pozyskuje drogą recyklingu. Poza tym również ceramika jest
bardzo pracochłonną i skomplikowaną dziedziną, więc wykonanie przeze mnie w
kilka miesięcy całej instalacji składającej się z 28 modułów graniczyło z
cudem. Poza tym znalezienie przestrzeni wystawienniczej, zaaranżowanie tej
przestrzeni, praktycznie bez żadnego nakładu finansowego... Pisałam projekt o
dofinansowanie, i dostałabym je, gdyby nie wycofał się człowiek, który
zapewniał mi przestrzeń na stoczni. Po kilku
kolejnych niefortunnych próbach poszukiwania miejsca, udało mi się
przenieść wystawę do podziemia domu studenta, gdzie chłopaki udostępnili
mi swoją pracownie, wraz z systemem podziemnych korytarzy za drugimi drzwiami.
To była bardzo trudna przestrzeń, trzeba było wszystko ogarnąć, przemalować
ściany zgodnie z koncepcją wystawy, podprowadzić instalacje elektryczną-
miejscami całkowicie niezgodnie z zasadami BHP, zaaranżować całą wystawę, nie
tylko od strony wizualnej, ale również stworzyć we wszystkich pomieszczeniach
instalację dźwiękową, podłączyć oświetlenie, budując specjalnie do tego celu
kolejną instalację elektryczną... Dziwiło mnie to, że niektórzy ludzie z
akademii pytali mnie: „Po co to robisz, chce ci się tracić tyle czasu?”
Oczywiście, z jednej strony racja, ale z drugiej nauka płynąca z pracy, oraz
satysfakcja z wykonania projektu są bezcenne. Nie wyszło by to, gdyby nie znajomi, którzy pomogli mi w tym zadaniu,
w niektórych przypadkach zjeżdżając z
odległych rejonów Polski. W ten sposób, z minimalnym nakładem środków, na który
mogły pozwolić moje skromne oszczędności, działając wspólnie udało nam się
stworzyć moją wystawę dyplomową. Pytasz, czy Akademia miała jakikolwiek
wkład.... absolutnie żadnego, nie dostałam ani złotówki, ani nawet jednego pana
konserwatora do pomocy, żadnego sprzętu. Ale szczerze mówiąc nawet nie
próbowałam tego od akademii w jakikolwiek sposób wyegzekwować- przypuszczam, że nie byłoby raczej nie takiej możliwości. Także
negocjacje z próbą zrobienia instalacji na stoczni przeprowadzałam sama z firmą
BPTO, ponieważ dowiedziałam się, ze akademia się takimi rzeczami nie zajmuje.
Szkoda, bo są przecież studenci którzy przy niewielkim wsparciu mogliby działać
cuda. Przecież dla młodych ludzi, każde 200, 500, 800 złotych wydanych na
oświetlenie, sprzęty, wiąże się często z zadłużaniem i jakimś bankructwem w
ogóle. Po raz kolejny przytoczę przykład VSVU w Bratysławie, gdzie pracownie
artystyczne wspierają studentów
finansowo w ich projektach, lub są w stanie pomóc pozyskać środki. Dopowiem
tylko, ze nie jest to szkoła w Szwajcarii czy Anglii, to Słowacja- wschodnia
Europa.
Twój dyplom i Twoje prace znam głównie z
oryginałów, których nie oglądałam jednak na wystawach...Chyba nie łatwo jest z
tego rodzaju sztuką przebić się przez instytucje?
Rzeczywiście,
tego rodzaju działania w Polsce nie są rozpowszechnione w instytucjach kultury.
Jest jakaś taka niepokojąco- nieprzemijająca moda na tą całą sztukę krytyczną,
działania zaangażowane społecznie, nie mam pojęcia czemu, ale instytucje
kultury zwracają się chyba w kierunku promocji takiej sztuki. Trochę
absurdalny, ale z drugiej strony ciekawy i bardzo mnie cieszący jest fakt, że
coraz częściej spotykam się z zaciekawieniem środowisk nie związane ze sztuką,
lecz muzyką czy filmem, a przede wszystkim ze zrozumieniem wśród zwykłych,
często młodych ludzi. Zdarzało mi się prezentować prace na wystawach
zbiorowych, głównie w formie obiektów, lub instalacji, ale odnoszę wrażenie że
nie wychodzi to dobrze, brakuje interakcji z odbiorcą, praca nabiera charakteru
„eksponatu”, co jeszcze tą interakcje zawęża do obserwacji, a przez to zatraca
się sens mojego działania i jakiegoś takiego, nie wiem, przesłania... Dużo
bardziej jestem zadowolona z wystaw indywidualnych, zwłaszcza, jeżeli mogę
zaaranżować całą przestrzeń. Szczególnie dobrze wychodzą eventy muzyczne, lub
działania performatywne, w którym odbiorcy także biorą udział.
Jesteś młodą artystka, można by powiedzieć uprawiasz młodą
sztukę. Utożsamiasz się z tym pojęciem?
Jak najbardziej. Rozumiejąc młodą sztukę jako sztukę obecnej
nam epoki. Przede wszystkim jestem wielką fanką sztuki, która wykorzystuje
współcześnie dostępne media (nie mam na myśli nowych technologii, przynajmniej
nie tylko), oraz za ich pomocą opowiada o współczesności językiem uniwersalnym.
Myślę, że żyjemy w przełomowym momencie dziejów, a słowa stanowczo już nie
wystarczają, żeby opowiedzieć o obecnym świecie. I ta cisza, ten brak słów to
jest właśnie przestrzeń dla sztuki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz